Chcę się z Wami podzielić moją przygodą z dzieciństwa. Nie pamiętam ile dokładnie miałam wtedy lat, może 6, a może 8. Pamiętam tylko tyle, że postanowiłam znaleźć czterolistną koniczynkę. Byłam przekonana, że jeśli ją znajdę to będę mieć szczęście i spełnią się moje wszystkie marzenia. Próbuję sobie przypomnieć co to były za marzenia, ale tylko podejrzewam, że chodziło o lalki, cukierki, lody, no i może piękne sukienki.
Jak to wyglądało?
Za każdym razem gdy byłam na podwórku i nie miałam się z kim bawić, siadałam na trawie i przeszukiwałam swojej koniczynki. Niestety nie potrafiłam jej znaleźć . Wraz z wiekiem moja motywacja była coraz słabsza, ale zawsze pamiętałam o tym jak bardzo chciałam znaleźć. Pamiętam, że nawet pogodziłam się z faktem, że jej nigdy nie znajdę.
Mając 23 lata wybrałam się wspólnie z najbliższymi na wędrówkę do Chatki Puchatka w Bieszczadach. Idąc szlakiem spoglądałam na leśną przyrodę i tylko raz skierowałam swój wzrok na koniczynę rosnącą przy drodze.
I co...?
Zobaczyłam ją, nawet nie musiałam jej szukać, od razu ją dostrzegłam. Znalazłam ją w najmniej spodziewanym momencie i w miejscu, którego nigdy nie brałam pod uwagę.
Pamiętam, że w tamtej chwili czułam ogromną radość, którą bardzo otwarcie wyraziłam. Poczułam także wdzięczność, spokój oraz nabrałam zaufania do losu, że będzie dobrze.
Czego mnie to nauczyło? Warto wierzyć do końca i mieć nadzieje, że w końcu przyjdzie ten dobry moment, tylko musimy korzystać z każdej okazji, która spotyka nas w życiu.
Ciekawa jestem, co dla was jest czterolistną koniczyną i czy już ją znaleźliście?
Chętnie posłucham waszych historii.